poniedziałek, 14 stycznia 2013

Te dzisiejsze czasy ... a kiedyś to było ... ech.

Moje hobby nie są specjalnie zróżnicowane, ale na tyle mam ich wiele by nie być w stanie poświecić wszystkim swoim zainteresowaniom, odpowiednio dużej ilości czasu. Tym nie mniej parę lat rożnego typu aktywności towarzyskiej przełożyło się na nie małą liczbę osób przewijających się przez moją "orbitę".

Dzięki spotkaniu, z jedną z takich osób, odbyłem ostatnio właśnie jedną z TYCH rozmów, którą gdybym prowadził tylko w wewnętrznym dialogu, nie przyniosłaby tak wiele, jak ta w cztery oczy w jadącym do domu pociągu.

Niczym dwóch staruszków jak zwykle wspominaliśmy i snuliśmy plany, jak to by było fajnie gdyby (tu wpisujemy w sumie cokolwiek) oraz jak to kiedyś było fajnie i wyjątkowo gdy (tu również opis sytuacji z dzieciństwa, w sumie niemal dowolny) no i oczywiście zastanawialiśmy się dlaczego dziś nie jest jak kiedyś - w interesujących nas kwestiach.
Temat naszej rozmowy - środowisko graczy i miłośników fantastyki w naszym rodzinnym mieście, plus doświadczenia moja w obserwacji Ruchu Rekontrukcyjnego w którym uczestniczyłem i uczestniczę do dziś.

Nie chcę was zanudzać całym procesem twórczym naszej rozmowy, więc od razu skupię się na wnioskach.

Doszliśmy do wniosku iż, jeśli chcemy by powstało i świetnie funkcjonowało "coś", np. biznes, lub klub dla młodzieży, dyskoteka czy grupa podróżnicza  to musimy się przygotować do tego że przez pewien czas (i lepiej założyć że będzie to czas dłuższy niż krótszy) że będziemy musieli do tego "dokładać". Nie tylko pieniądze, ale i zaangażowanie, czas, energie i to wszystko co będzie aktualnie potrzebne. Jednym słowem jeśli chcemy aby coś powstało, chcemy być twórcami lub współtwórcami, to musi nam się chcieć bardziej niż innym. Powinniśmy być przygotowani że będziemy musieli działać w pojedynkę. I to nasza energie będzie nadawała ton innym, a jej brak może zbiec się w czasie i przestrzeni z upadkiem naszego "dzieła".
Dlaczego tak uważam?

Bo moje osobiste doświadczenie, chociażby z zakresu działania w środowisku miłośników fantastyki, czy właśnie wspomnianego wcześniej świata Rekonstrukcji Historycznej, utwierdziło mnie w tym przekonaniu, lecz oczywiście nie tylko to. Widziałem jak razem ze mną rodziło się "nowe" które zaczynało gasnąć, gdy tylko nie mogłem działać dalej na podobnym poziomie i z równym zaangażowaniem co na początku swego udziału w określonym projekcie.

Więc kiedy teraz słyszę od mojego, skądinąd dobrego znajomego, że "szkoda że nie ma w naszym rodzinnym mieście miejsca, gdzie można sobie pograć tak jak kiedyś (figurki, gry planszowe, karcianki), gdy byliśmy młodsi", jedyne co ciśnie mi się na usta to "- Do dzieła stary, trzymam kciuki." Wiem że powołanie do życia czegoś, co ogólnie można nazwać "organizacją/strukturą" nie jest łatwe, a w to miejsce szybko można się zniechęcić, ale jeśli naprawdę nam zależy to powinniśmy próbować, bo istnieje cień szansy, że nasz entuzjazm, zaangażowanie i determinacja, obudzą podobny zapał w innych i już nie będziemy skazani na samodzielną pracę, i będzie nam dane wreszcie smakować z pełną satysfakcją owoców sukcesu.

Porywajcie się na wielkie projekty i pamiętajcie, że wy też możecie zmienić rzeczywistość. Trzeba jednak chcieć ... bardziej niż inni. Trzymam kciuki. Ja już zacząłem.

8 komentarzy:

  1. zmieć rzeczywistość - zmieniać chyba :]

    OdpowiedzUsuń
  2. "szkoda że nie ma w naszym rodzinnym mieście miejsca, gdzie można sobie pograć tak jak kiedyś (figurki, gry planszowe, karcianki), gdy byliśmy młodsi".
    Sry za epitet, ale to sranie w banie. Gdy jeszcze dwa lata temu mieliśmy lokal na Piłsudskiego to nawet pies z kulawą nogą nie przychodził. Regularnie było nas tam czterech - Szczepan, Ja, Stawik i Aro. Wystarczyło się zrzucic 200plnów miesięcznie i można było tam siedziec od świtu do nocy. Z większą grupą, gdyby podzielic kasę byłoby to tyle co nic. Nie było chętnych. Dzielic taką sumę na cztery było bez sensu, skoro średni pokój w m4 pomieści taką grupę. Teraz się spotykamy regularnie, a nie płacimy za to czynszu.
    Trzeba było się spytac Spidzie, gdzie ta osoba była wtedy, gdy był lokal.
    Saru

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Saru - Myślę że ta osoba była dokładnie tam gdzie inni, znający położenie i zasady funkcjonowania KROKODYLIONA. Widać uznał, że chwilowo może odpuścić, że może się wyłączyć bo przecież zawsze jest gdzie wrócić. A że okazało się, jak to opisałeś, że przy mniejszej frekwencji spadła i to znacząco opłacalność przedsięwzięcia - cóż. Poniekąd spodziewałem się tego, kiedy sam opuszczałem szeregi prężnie działających klubowiczów. A przecież byłem "od świtu do nocy" kiedy były wakacje a może nawet ferie z Klubem. Siedziałem sam parę godzin i czekał na pierwszego chętnego i było super, kiedy przyszedł na te trzy godziny. Krokodylion pokazał właśnie że wam się chciało (i chce nadal), a reszcie widać nie zależało, w takim stopniu w jakim deklarowani chęć współuczestnictwa w odtworzeniu struktury klubowej w naszym mieście. Znam swoje przewiny w tym zakresie i wiem co mogłem zrobić lepiej. Teraz realizując nowy projekt, bardzo korzystam z wcześniejszych doświadczeń w różnych środowiskach o które się otarłem lub które współtworzyłem.

      Dla mnie Krokodylion pokazał że możliwe jest "zmartwychwstanie" i całkiem udane funkcjonowanie. I to daje nadzieje że może zawsze jest więcej niż "druga szansa" tylko trzeba bardzo się starać.

      Usuń
  3. Nie zgadzam się. Sochaczew nie potrzebuje Krokodyliona, potrzebuje go 5-6 osób, które nadal mają siłę i ochotę, by gry stanowiły ich hobby. Aby taki klub mógł funkcjonować, potrzeba kogoś, kto poświęci znaczącą część swego czasu, aby podtrzymywać klub przy życiu, i praktyka pokazuje, że to najlepiej udaje się właścicielom sklepów, którzy po prostu sa 6-8h w lokalu, który na siebie zarabia.
    Ja nie byłem w stanie minimum 2x w tygodniu spędzac w lokalu 3-4h, aby móc animować jakieś wydarzenia. Jesli do tego dodamy jeszcze, że Krokodylion sporo mnie kosztował z racji tego, że rzadko udawało się zebrać umowne 300PLN czynszu, to mamy obraz beznadziei. jasne, moge sobie dziś zadawać pytania, "co zrobiłem źle?", tak samo jak zadaje je sobie Marcin Dałkiewicz, który w swoim "Druidzie" chciał zebrać lokalne środowisko graczy. Bez skutku. Zatem wcale nie jest tak jak myślisz, że "nam sie chce". Nie Stary, nie chce nam się! Krokodylion to garstka ludzi, którzy stale utrzymują kontakt, jednak o fizycznym klubie nie ma mowy, bo nie ma ludzi, dla których my- Krokodylionowcy mielibysmy to robic. A Twój anonimowy znajomy niech sie puknie w czoło, jesli mysli, ze znajdzie kretyna, który będzie czekał w pustym lokalu, aż jemu najdzie ochota na wpadnięcie do klubu, bo akurat ma dzień sentymentalny...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wciąż uważam że Krokodylion to osoby które chcą się spotykać, a nie tylko lokal. Lokal był świetną platformą, i ostatnie co zrobię to umniejszę twoje (choć nie tylko) zasługi dla jego powstania i przez całkiem ładny kawałek czas, godnej egzystencji. Finansowo, sam dałem tu plamę - powód dobry jak każdy inny, gdym się usprawiedliwiał, ale fakt faktem, zabrakło mi pary i determinacji.

    Dlatego właśnie uważam, że powoływanie do życia nowego bytu jakim jest organizacja, stowarzyszenie, klub czy koło gospodarzy wiejskich, wymaga poważnych zasobów i determinacji w tym aby dość długo(lecz przecież nie dożywotnio) być kołem zamachowym nowego projektu. Długo nim byłeś, a w niektórych momentach, odnoszę wrażenie że miałeś zaangażowanych pomocników, tym nie mniej czegoś zabrakło. Moim zdaniem kadr. Sam nie znalazłem dobrego pomysł u czy tym bardziej nie wdrożyłem w życie pomysłu kogoś innego, na to jak zwiększyć zaplecze kadrowe, bo widzę że to poniekąd był jeden z sukcesów Druida i Marcina Dałkiewicza.
    Było nas wielu - w różnym wieku i z różnym stopniem zaangażowania w poszczególne formy klubowej aktywności. Była rotacja ale dawaliśmy radę. Parę lat się Klub kręcił - w Domu Rzemiosła a potem na Warszawskiej.

    Jedno jest dla mnie jasne - racje masz pisząc o tym jakie okoliczności, sprzyjałyby poważnie odrodzeniu Klubu w Sochaczewie - sklep z opcją gier i zaopatrywania się na miejscu w odpowiednie artykuły. Wątpię aby teraz czas był na to dobry, ale może kiedyś się to zmieni.

    Ja wciąż mam nadzieję. Bo lubię nie tylko wspominki, ale również gdy marzenia - zwłaszcza te oderwane od realiów, się materializują.

    No i się rozpisałem ... a miało być zwięźle, ech.

    OdpowiedzUsuń
  5. Moze jak moja siostra otworzy kawiarnie w Soho, to zrobimy tam cotygodniowe wieczorki z mtg ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj znać jak będzie wiadomo GDZIE i KIEDY. TO cenna informacje

      Usuń