niedziela, 20 października 2013

"Odkrycie" .... Nowe New Romantic .... w XXI wieku :)

Zabawa w rekonstrukcje historyczną przyzwyczaja że pojęcie "odkrycie" jest mocno subiektywne a nawet a w sobie jakąś ironiczna nutę.

No bo jak ODKRYĆ coś nowego w studniach nad, powiedzmy XIII wiecznym Mazowszem w zakresie uzbrojenia. Można się co najwyżej dowiedzie czegoś co zapomniano lub ponownie wydobyć na światło dzienne jakiś fakt lub wiedzę tyczącą się pewnych aspektów dotyczących przedmiotów kultury materialnej.

I tak właśnie mam z muzyką. 

Szalenie rzadko jestem jednym z ludzi którzy "odkrywają" jakoś muzykę - zespół czy gatunek, dla szerszej publiczności. Raczej, trafia ona do mnie jak ubrania, ... modne dwa sezony temu a kiedy już się opatrzyły wszystkim interesującym się modą osobą, to wtedy dla mnie przychodzi czas oświecenia tą zupełnie nową, nowością.
Przedstawiam jednak poniżej moje niedawne "odkrycie" (dzięki Marcinie ^_^ ).

Super Girl & Romantic Boys




Myślę że byłaby przy tym nie licha impreza.

Bądźcie otwarci na nowe rzeczy- gdyby nie one, zamiast iść od przodu stalibyśmy w miejscu i żyli coraz bardziej wyblakłymi wspomnieniami. To nowe wrażenia wzbogacają wspomnienia o nowy punkt widzenia i nowe wartości, które są w nic ukryte.

Playlista na YouTube ... Smacznego

A wy coś ostatnio odkryliście ?

czwartek, 17 października 2013

The Beatles się nie znają .....Miłość .... ale czyś trzeba smarować chleb.

Im jestem starszy tym częściej łapie się na tym że w oglądanym filmie, lub serialu odnajduje zapożyczenia lub nawiązania, czy chociażby uderzające podobieństwa.

Takie życie - wszystko już gdzieś było lub ktoś się na kimś wzoruje.
A jednak wciąż bywam zaskakiwany (oczywiście pozytywnie) tym, jak reżyser czy scenarzysta kolejnego obrazu z niby już wyeksploatowanego gatunku, przedstawia prozaiczne, codzienne problemy w sposób uniwersalny czy też porusza sprawy o których często się zwyczajnie nie mówi.

Takie oto zaskoczenie spotkało mnie nie tak dawno gdy razem z moją połowicą, raczyłem się świeżą w naszej filmotece pozycją, pt. "Daje nam rok"..
Niby kino brytyjskie, z kilkoma amerykańskimi aktorami, niby komedia romantyczna których jest już tak wiele, że nie sposób zliczyć, niby co więcej można powiedzieć o dwójce ludzi?
Jak się okazuje - można.

Trochę inaczej, z innym akcentem i z ciut innego punktem widzenia.
Bo nie zawsze jest idyllicznie, a wcześniej czy później wielka miłość zderzy się z codziennością i nadejdzie czas na skonfrontowanie się dotychczasowym obrazem drugiej osoby. Opuszczanie deski, wynoszenie śmieci, chrapanie lub specyficzne poczucie humory, potrafi zatruć największą sielankę. Miłość, chociażby i wielka i bezbrzeżna - może zwyczajnie nie wystarczyć.

"Daje nam Rok" to komedia romantyczna która zdecydowanie bardziej idzie w stronę komedii niż romantyzmu. Portrety kilku par na różnych etapach związków pokazują niezły przekrój tak przez związki jak i przez plejadę charakterów, które się na te związki składają - potrzeby, wartości, cele czy marzenia. To wszystko ma ogromne znaczenie i często w "romantycznym porywie serce" zapominamy o tym, albo też zwyczajnie pamiętać nie chcemy.

 Widzimy najróżniejsze stereotypy, jak chociażby najlepszy przyjaciel jednego z bohaterów, który brakiem taktu i wyczucia, oraz niedbałym podejściem do kwestii osobistych i intymnych, wprawia w zakłopotanie wszystkich którzy mają z nim kontakt oraz psuje najbardziej wyjątkowe chwile swoimi "niewinnymi" żartami i komentarzami. Stronę kobiecą również reprezentuje kilka soczystych postaci, w których niewątpliwie spora część płci brzydkiej, odnajdzie swoje, byłe, obecne lub niedoszłe partnerki ... albo chociaż znajome. Ja kilka niemal natychmiast bezbłędnie zaklasyfikowałem :)

Jeśli jesteście, byliście już, lub planujecie wejść w związek - obejrzyjcie. Najlepiej z drugą połówką. Jej reakcje mogą wam powiedzieć bardzo wiele o was samych. Taka wiedza jest zdecydowanie bezcenna.


No i trailer ....

środa, 16 października 2013

Zona, ... Zona wszędzie... zwariowało, oszalało - moje serce

Minęło już trochę czasu odkąd ukazał się "Ołowiany świt" - debiut literacki Michała Gołkowskiego.
Nie wiem czy autor, wydawcy a nawet zagorzali fani S.T.A.L.K.E.R.skiego świata, przewidywali jakie zainteresowanie i ferment wywoła pojawienie się pierwszej polskiej książki która odwołuje się do realiów ZONY.

Wiele osób zalazło swoje nowe zainteresowanie lub wykrystalizowało te które do tej pory trudne były do określenia w jakieś bardziej szczegółowe ramy.
Sam klimat postapokalipsy od wielu lat cieszy się coraz większym zainteresowaniem i nie będę ukrywał że znajduje również jeden z ważniejszych punktów moich osobistych zainteresowań - tak w zakresie literatury jak i filmu

Jakie było jednak moje zaskoczenie kiedy okryłem niedawno że ZONA jest wszędzie .... nawet tam gdzie byśmy się jej nie spodziewali. No bo, ...hej, ale w książce z gatunku .... Fantasy ??
A tu proszę - taka mała siurpryza, jak mawiali w Polsce jeszcze w latach osiemdziesiątych. I to u nie byle kogo bo u mojego osobistego idola oraz wspaniałego twórcę epickości, Feliksa Kres.

Jego KSIĘGA CAŁOŚCI, jest dla mnie najlepszą serią jaką do tej pory było mi dane przeczytać - każda z książek tworzących serie można brać do ręki, jako autonomiczną powieść, aczkolwiek mnie najbardziej zawsze cieszyły związki między kolejnymi tomami sagi i odwołania do wcześniejszych historii lub zdarzeń - czasem mniej, czasem bardziej subtelnych.

ZONA u kresa istnieje i powiedziałbym - ma się całkiem dobrze. Tu się cofnie, tam wyjdzie po za granice - tu zwiększy swoją intensywność oddziaływania na rzeczywistość, tam da jaką anomalie, a jeszcze jak się będzie grzecznym to można znaleźć fajny "porzucony przedmiot" - coś na kształt artefaktów. Dla każdego coś miłego. Są i tajemniczy mieszkańcy tej ziemi, ale nie chcę wchodzić w szczegóły aby nie pozbawić was przyjemności samodzielnego zgłębiania Szereru i ziem (oraz wód) do niego przylegających.

Kres pokazuje że fantasy bez magii i elfów oraz smoków może istnieć i wgniatać w fotel.

Jeśliś więc S*T*A*L*K*E*R*E*M to ruszaj, by pod niebem Szerni, pośród Bezmiarów, na styku Aleru lub po prostu Złym Kraju, odnaleźć swoje miejsce ..... a jeśli jeszcze bliskie twemu sercu jest garść rycerskiej epiki, bądź żołnierskich zmagań, to Ja się pytam .... Co ty tu jeszcze robisz ??!!??

Księga Całości

Feliks W. Kres

- Północna Granica
- Król Bezmiarów
- Grombelardzka Legenda
- Pani Dobrego Znaku
- Porzucone Królestwo
-Tarcze Szerni (tom 1 i 2)

Jak sami widzicie ... nie jest tego dużo a zabawa przednia .... a tak na zakończenie dodam tylko że osobiście mam największą słabość do Pani Dobrego Znaku .... bo jest rycerska , epicka i cholernie życiowa.

Na zachętę, nowa i stara okładka (w wersji nowszej mój ulubiony tom rozbito na dwie części :(  )



Jak byście mieli jakąś ciekawą i wciągająca , niczym piaski Sahary serie, to dawajcie .... lubię tak bardzo krótkie, jak i wyjątkowo obszerne formy literackie.

poniedziałek, 14 października 2013

Ułani ... niby klasycznie, a jednak nie do końca.

Smocza Kompania to nie temat na post. To temat na porządny tom encyklopedii PWN.

W łonie tej prastarej drużyny, wiele wybitnych jednostek przyszło na świat rekonstruktorski.
A jednym z bardziej znanych jest niewątpliwie Michał Drzewiecki, zwany Drzeiwakiem lub Panem Lezyselem.

Kto nie widział jego obrazu DANO TEMU W IŁŻY, ten nie wie jak wiele można osiągnąć z grupą szalonych i nie do końca trzeźwych ludzi w warunkach filmowych. Kto nie miał przed oczami, GNIEWU HUSARII, ten mało wie o tym jak wyjątkowy potencjał filmowy ma ta formacja w obecnym kinie.

Oto jednak na horyzoncie widać już proporczyki UŁANÓW którzy weszli w skład Wielkiej Armii Napoleona Bonapartego i ruszają po chwałę i bogactwo.

Niniejszym więc przedstawiam .... UŁANÓW, produkcji Crusader Films.



A dla tych co innych obrazów Pana Lezysela i spółki, nie widzieli, podsyłam bezpośrednie odnośniki.

Gniew Husarii 


No i oczywiście, perła w koronie i klejnot rodowy Smoczej Kompani ...... DTwI



Miłego oglądania.

Bałagan w "szufladzie".....

Nigdy nie byłem jakoś specjalnie, dobrze zorganizowany. Mój bałagan i to co się z nim wiąże nie jest jednak jakimś specjalnym wyróżnikiem z pośród grupy mężczyzn w mojej grupie klasowo-wiekowej. Ot, zwykły męski nieporządek.
Dziebor się nie liczy - to nie ludzkie aby wszystko składać w kostkę. Odrzucam to.
Ostatnio jednak w związku z pewnym planem remontowo-budowlanym w naszym mieszkaniu, nasilił się pierdzielnik - i to wszędzie, od łazienko, przez nasz pokój po salon i kuchnie. I tu dokonałem zaskakującego odkrycia, i to z grupy tych wyjątkowo poruszających ....

Nieraz nie porusza nas ogrom naszych błędów i nie przekonuje słowo innych ludzi o tym co robimy źle, aż sami spójrzmy na siebie i nasze postępowanie szerzej i uchwycimy siebie jako część całości.
Nauczmy się widzieć więcej i szerzej.
Otwórzmy się na to co widzą inni.

Moja bałaganiarska natura jest faktem, a dzięki temu blogowi stała się faktem udokumentowanym (chociaż właściwie o Nieudokumentowanie się tu głownie rozchodzi).
Blog ten stworzyłem po to aby uporządkować to i owo, oraz wyłuskać co cenniejsze kwestie czy też niektórym myślą nie pozwolić umknąć. Nawet dobrze mi szło przez pewien czas ale potem moja "natura" zaczęła niczym wilkołactwo podczas pełni księżyca, wyrywać się na swobodę.
Z początku starałem się nie widzieć całości - przekonany że oto, "już za chwilę" , "już za moment" .... ale to się nigdy przecież tak nie dzieje.
Razem z odstawka bloga odstawiłem kilka innych aktywności, niby w celu oszczędzania czasu i energii własnej oraz dbania o środowisko domowe. Oszczędność i ograniczenie rozpasania jako najszybszy krok do poprawy własnego stanu posiadania.
Tu jednak ku mojemu zaskoczeniu wcale mój stan posiadanie nie zwiększył się znacząco. Co prawda z początku było trochę lepiej, ale generalnie zmiany raczej nikłe wobec oczekiwań i założeń. Czasami ktoś z osób mi bliskich, wtajemniczony w meandry mojego sposoby myślenia, sugerował że to chyba zbyt pochopnie i pośpieszne podjęte decyzje, oraz iż ich skutek może się okazać odwrotny do zaplanowanego. Bagatelizowałem te "dobre rady", trwając w przekonaniu że kto jak kto, ale Ja jestem specem od ... mojej sytuacji i tego co dla mnie najlepsze.
Powiedzmy że trochę się pomyliłem, a niektórzy mieli trochę racji :)
Blog natomiast stał się symbolem tego jak nie najgorsze intencje przegrały z pragmatyką i prostymi ludzkimi mechanizmami.

Odkładając coś na przyszłość i warunkując to bardzo szczegółowo tym "co się musi wydarzyć, aby ..." pozbawiłem się różnorodności która mnie napędza i pozwala funkcjonować,  .... nie wiem czy dobrze, ale na pewno, lepiej niż teraz.
Dlatego, w tej chwili dokładam sobie roboty, aby poprawić organizację i zwiększyć ilość wolnego czasu.
Brzmi idiotycznie, ale ... kurcze, działa.

Nie czekajmy aż inni zachcą nam pomóc widząc nasze błędy. Puki czas, spójrzmy na siebie i nasze postępowanie szerzej i uchwycimy siebie jako część całości.
Nauczmy się widzieć więcej i szerzej.
Otwórzmy się na to co widzą inni.

Od kilku dni się "ruszam" .... i widzę jak bardzo mi tego brakowało.