piątek, 21 czerwca 2013

Możliwości i szanse ... oraz opatrzność

Niewidzialna ręka opatrzności istnieje - na serio.

To nasze decyzje, wybory i ich konsekwencje. Nie tylko nasze oczywiście, ale jesteśmy częścią wielkiej układanki. Fajnie pokazuje to film "Efekt Motyla". Nie każde zdarzenie może zmienić nasze życie, ale każde ma na nie wpływ. Wpływ którego czasami nie widzimy, a często nie doceniamy.

Lubie od czasu, do czasu poprzeglądać w pracy lub w drodze do niej gazetę codzienna METRO. Książki czytam na tyle często, że z powodu braku czasu zaczynam nie nadążać za  bieżącymi wydarzeniami, a w Metrze moje radyjko nie ma zasięgu , więc ... gazeta Metro.
Oczywiście horoskop również jest ważny, ale to chyba wie każdy.

Czytając w któreś majowe popołudnie, podczas przerwy w pracy ^_^ właśnie pożyczone od koleżanki Metro, oglądałem wszystko co zostało wydrukowane - po kolei, wieści ze świata, ogłoszeń lokalnych, wydarzeń sportowych aż po reklamy.

Natknąłem się wtedy na jeden z często widywanych przeze mnie, ale i pewnie przez was również w rożnych miejscach, anons i że w ramach programu dofinansowanego z UE może wziąć udział w świetnym szkoleniu które ... ( i tu ochy i ach oraz adres mailowy i WWW). Wiecie - ogłoszenia jakich wiele, ale że tematyka ciekawa to postanowiłem sprawdzić.

Ku mojemu zaskoczeniu ogłoszenie wydało mi się, po odwiedzeniu strony podanej jako źródło szczegółowych informacji, ciut spóźnione, bowiem zgodnie z harmonogramem realizowanych szkoleń już się w zasadzie wszystkie terminy zakończyły lub były w toku, a to oznaczało że realizacja ambitnie zapowiadającego się projektu, AKADEMIA TRENERÓW, który to projekt miał podnieść moje kompetencje trenerskie i pomóc w lepszej pracy, właśnie wyśliznęła mi się z ręki. I znowu, mogłem odpuścić bo przecież czarno na białym widzę że pociąg zgodnie z rozkładam już jedzie, wiec po co jechać na dworzec.

Na szczęście metafora kolejowa dobrze oddaje moja sytuacje - bowiem czasami, niezwykle rzadko pociąg spóźnia się razem z nami.

Dzięki zbiegowi okoliczności (lecz czy tylko dla tego?) zdołałem nie tylko przejść proces rekrutacyjny ale również bardzo szybko rozpocząć realizacje tego kilku miesięcznego procesu szkoleniowego który rozciągnięty w czasie, daje okazje nie tylko do zdobycia wiedzy i umiejętności, ale również do przećwiczenia ich w praktyce i wdrożenia oraz analizy w swojej pracy i zakresie zadań.

Kiedy siedziałem w samochodzie wiozącej mnie na miejsce zjazdu przyjaciółki (gdyby nie ona na pewno bym nie zdążył,) zastanawiałem się jak wiele miałem szczęścia i w ogóle jaka to fartowna gwiazda nade mną czuwała. Dziś jednak myślę sobie, że szczęście to tak naprawdę odwaga wykorzystanie okoliczności  i szans które stawia na naszej drodze życie. To truizm, ale od tego jak je rozegramy zależy właśnie jak te "momenty" zapiszą się w naszym życiu. Czy jako kolejne mijane zdarzenie czy też punkt zwrotny w realizacji marzeń.

Dlatego ... ruszcie dupy !!! Samo się nie zrobi ... chociaż byłoby super.

środa, 19 czerwca 2013

Czy pisać każdy może?

Gdyby sparafrazować piosenkę Jerzego Sz., odpowiedź na to pytanie byłaby oczywista. Pisać może każdy. Nie każdy musi to potem czytać, ale z pewnością pisanie jest tą formą wolności która przynależy każdemu z nas - no chyba że nie kształciliśmy się w przenoszeniu myśli na papier przy użyciu alfabetu. Ale to już inna sprawa ... .

Np. Ja. Piszę bo lubię - dłuższe formy literackie mi nie wychodzą a też nie jestem na tyle sumienny, przynajmniej w tym momencie mojego życia by coś równie wyjątkowego popełnić, ale w przyszłości może pójdę za przykładem innych i będę się starał nadać bardziej czytelny kształt swoim przemyśleniom, przy jednoczesnym zdobyciu fortuny i sławy.

Co? Za bardzo mnie poniosło ...hm ??

Tak sobie ostatnio myślę na podstawie wizyty na spotkaniu autorskim kolegi i jednocześnie po przeczytaniu i wysłuchaniu, oraz obejrzeniu kilku wywiadów z różnymi twórcami, autorami i pisarzami, że kręte bywają drogi prowadzące do celu. Część z nich faktycznie od dawna, wręcz szczenięcych lat pisała, tworzyła, szlifowała swoje umiejętności, była przy tym zdeterminowana i wiedziała co chce osiągnąć - ale spora większość podchodzi do pisanie jako do jednego ze swoich zainteresowań - ani najbardziej wciągające, ani najciekawszego. Ot - jedno z wielu.

Po latach jednak to ich własnie nazwiska witają nas gdy otwieramy podwoje księgarni i szukamy interesującego tytułu . I znowu, czasem to grafomania i przerost formy nad treścią, ale nie rzadko własnie pewne luźne podejście sprawia, że poruszane przez nich tematy są ukazywane w sposób świeży i ciekawy, nawet w dziedzinach uznanych za wyeksploatowane i przewidywalne co do formy i treści.

Oczywiście znajdą się puryści, którzy zaczną sarkać iż w zalewie tandety i szumu coraz trudniej o interesujące i ciekawe oraz wartościowe pozycje literackie, ale czyż dobra jakość nie wybroni się tu sama? Mody, trendy i marketing są ważne, ale jak dla mnie, to co ciekawe - przetrwa próbę czasu i obroni się jakością - a chyba lepiej nurzać się w tysiącach książek i wybrać co setną, niźli miałoby się okazać że cenne słowa, mądrego człowieka nie zostały nigdy spisane gdyż "nie spełniał on warunków" lub "nie warto więcej wydawać - i tak jest dużo".

Dlatego piszcie - jak najdłużej, zawilej i nawet tylko dla siebie. Jeśli lubicie i daje wam to radość, to nie liczy się nic innego.

A rozgoryczeni frustraci którzy będą was chcieli zgnoić znajdą się zawsze, wedle starej maksymy "jak ktoś chce uderzyć to zawsze znajdzie kij".

Nie wiem dlaczego ale podczas tworzenia tego wpisu, miałem w głowie ten kawałek.

Marek Grechuta - W dzikie wino zaplątani ...


wtorek, 18 czerwca 2013

Odpoczynek ...

Pozwolicie, że odniosę się do zeszłego miesiąca?

Rzeczywistość przynosi nam czasem rozczarowania. Bo jak inaczej powiedzieć o minionej majówce, która - chociaż obiecująco się rozpoczęła - ogólny przebieg miała średnio zadowalający. Tym ważniejsze jest aby taki czas, który był często zaplanowany jako jedyna prywatne chwila oddechu, wykorzystać jak najlepiej.

Od momentu gdy moja podstawowa komórka rodzinna, zaczęła się powiększać liczebnie, mój czas na hobbystyczne aktywności malał wprost proporcjonalnie, a fundusze, które na ten cel mogłem przeznaczyć i którymi swobodnie mogłem dysponować, kurczyły się jeszcze szybciej.

Dlatego tak ważne stało się dla mnie, aby wybierać ty wyjazdy czy inicjatywy które dają jak najwięcej korzyści - nie tylko finansowych, bo o to coraz trudniej, ale głównie tych wszystkich wartości dodanych.

Tak oto, zawężając spektrum swoich hobbystycznych aktywności, postanowiłem wybrać się w ostatni weekend kwietnia (czyli w sumie jeszcze przed właściwą "majówką") na Turniej Rycerski do Czerska. Wybór akurat tej imprezy wiąże się głównie z jej dostępnością i formułą. Pod warszawska miejscowość z niezłym dojazdem, a przy tym kilkudniowa impreza w gronie dobrze znanych osób, acz zasilana stale "świeżą krwią".

Kiedyś jeździłem do Iłży (na poprzedniczkę Czerskiego turnieju) razem z żoną - ta jednak z biegiem czasu, zrezygnowała z aktywnego udziału w całej zabawie i jedynie sporadycznie angażuje się w niektóre wydarzenia. Ja jednak, mimo przeciwności losu i niekorzystnym zbiegom okoliczności, staram się regularnie jeździć do Czerska, gdyż na dobrą sprawę jest to na dzień dzisiejszy mój jedyny ... urlop.

Tylko mój. Prywatny, własny, zarządzany tylko przeze mnie. Realizuje na nim własne plany i chociaż jestem częścią większej grupy, to jednak bardzo dużo zostaje w mojej decyzji. Np, to w jakich elementach imprezy będę brał czynny udział, a w jakich będę się ograniczał do uczestnictwa jako widz, czy z goła odpuszczę sobie udział w ogóle.
Jednak skłamałbym mówiąc że ten jedyny w roku wyjazd, który mogę spędzić wedle własnego upodobania to jedynie czas fizycznego odpoczynku czy możliwość wyspania się, albo narąbania ze znajomymi, bo przecież kto mi zabroni czy jakie mogą być konsekwencje.

Im jestem starszy - tym baczniej zwracam uwagę na tę najbardziej nieuchwytną i nie mierzalna chyba kwestie, jaką jest :atmosfera" podczas takich wydarzeń. Dzięki niej, ten czas odpoczynku i regeneracji sił, staje się często aktywatorem zmian, lub źródłem inspiracji dla rzeczy, często w ogóle nie związanych z rekonstrukcją. Ludzie, miejsce, czas i swoboda - tak niewiele, a tak trudno pogodzić wszystkie te czynniki na co dzień. Bo przecież mógłbym pojechać gdzieś bliżej. Wynająć domek na weekend (koszty pewnie podobne co całego wyjazdu do Czerska) i spać oraz nic nie robić. Mógłbym - na pewno. A jednak, to za mało.

Czy to znaczy że moje majówki są idealne? Nie - zdecydowanie nie jednokrotnie rozczarowywałem się, przez zbyt rozbudowane oczekiwania wobec tego czy innego wydarzenia w którym brałem udział. I może tu tkwi sekret że od pewnego czasu, ja już niczego nie oczekuję. Przyjmuję wszystko takim jakim jest i staram się do tego dopasowywać by jak najmniejszym oporem iść dalej - minimalizuje sytuacje konfliktowe by pełniej czerpać z tego co pojawia się na mojej drodze. Nie wiem czy dobre, albo najlepsze, ale u mnie się sprawdza.

Jest jednak coś jeszcze.

To coś co odkryłem stosunkowo dawno, ale wciąż na nowo sobie o tym przypominam przy różnych okazjach.
Potrzebuje kontaktu z innymi ludźmi , aby funkcjonować i być szczęśliwy. Nie potrafię odciąć się od znajomych i dalszej rodziny (chociaż ta druga grupa rzadko mnie motywuje do zwiększenia mojej aktywności względem ich). Dają mi inne punkty widzenia, zbiór doświadczeń które mogę porównywać i na ich podstawie czynić własne plany. Ale też przypominają mi czasami gdy z nimi jestem - że, może być lepiej. Tylko trzeba chcieć wykorzystać okazje. A pewnego dnia, coś co uznamy za dar losu i co może odmieni nasze życie, będzie tak naprawdę odległą konsekwencją lub skutkiem, naszych przeszłych decyzji i wyborów.
Bo czym jest "zrządzenie losu" jak nie, takim właśnie skutkiem tego co zrobiliśmy kiedyś i wyborów podjętych w przeszłości. Wyborów które zaczęły żyć własnym życiem.

Ten wpis jest, ogólnikowy, nudny i bez składu - ale jest w nim coś co bardzo mocno chciałem zapamiętać i co w bardzo pokrętny i niejednoznaczny sposób, jest od pewnego czasu, moim ogromnym zasobem z którego czerpie ile tylko się da.

niedziela, 2 czerwca 2013

Dłuższa przerwa ...

A wiec stało się.

Doszedłem do punktu w którym nie mam możliwości wyskrobać trzydziestu kilku minut spokoju aby coś napisać.
Sam znalazłem się w tym punkcie, niemalże na własne życzenie. Daje o sobie znać, chęć unikania konfliktów oraz nie podejmowanie walk których wynik jest niepewny. Efekt - mało czasu dla siebie, zmęczenie materiału a i tak nie usłyszę nawet słowa "może być" jako informacje zwrotną po wykonanej robocie.
Ale ... dzięki temu udało mi się zweryfikować kilka hipotez oraz sprawdzić, co się stanie "jeśli".

Wyniki są obiecujące, więcej już niedługo. Bo i pojawił mi się dobry duszek który pomoże w zagospodarowani grafiku i konsolidacji zadań.

A dzisiejsza muzyka jest zupełnie od czapy wobec treści, chociaż można by się doszukać pewnych wspólnych kwestii ... ale, ostatnio znów mi się przypomniała.


Wiec, ... cała naprzód ku nowej przygodzie :)