Od pewnego czasu staram się nadrabiać, czynione latami
zaległości i czytać tak wiele jak to tylko możliwe.
Przyznam się wam, że odkąd poszedłem do pierwszej klasy
szkoły podstawowej, czytanie mnie po prostu nużyło. Nie widziałem w nim ani nic
ciekawego ani tym bardziej mogącego przynieść mi konkretne korzyści.
Niechęć do zgłębiania podręczników szkolnych, przeniosłem
płynnie na lektury, z których już tylko krok był do rozciągnięcia mej
czytelniczej awersji na cały świat słowa pisanego i drukowanego.
Szczęśliwie, było coś, co pozwoliło mi zachować jako taki kontakt ze światem
wydawniczym i co od najmłodszych lat z wielkim zapałem i chęcią pochłaniałem –
komiksy.
Pierwsze zeszyty były typowe dla lat mojego dzieciństwa i
mojego pokolenia – początek lat osiemdziesiątych to niepodzielne królestwo Tytusa,
Kajka i Kokosza, Thorgala, oraz
komiksów, wydawanych przez pismo Fantastyka oraz wielu
pomniejszych, często pojedynczych historii jedno zeszytowych lub krótkich np.
historycznych, serii.
Moi rodzice patrzyli z rozczarowaniem, na fakt, iż zamiast Sienkiewicza,
Brzechwy czy chociaż Tuwima, wlepiam wzrok w obrazki okraszone skąpymi w ich
ocenie, dialogami czy opisami. Szkoda, że nie mogłem im wtedy powiedzieć, żeby
sienie martwili, bo kiedyś nadrobię – lub przynajmniej dołożę wszelkich starań,
by nadrobić – wszelkie czytelnicze zaległości.
Na szczęście gdzieś na finiszu liceum, zacząłem poznawać osoby, które czyniły z
indywidualnego czytelnictwa nie tylko zaletę, ale i powód do dumy a nawet
sposób wyróżnienia się w grupie rówieśniczej. Niemal z dnia na dzień
zauważyłem, że czytać warto bo to się opłaca i jest modnie. Może to nie
specjalnie adekwatne słowo, ale tak to teraz czuję, a wtedy … po prostu
chciałem być lubiany, więc rozpocząłem pierwsze spotkania z książką. Na własna
rękę. Niestety – lata zaniedbań i ignorancji przełożyły się na elementarne
braki w wiadomościach, CO i KOGO się czyta. Niby istnieje lista lektur, ale
jakoś wydawało mi się, że to, co się na niej znajduje to straszne nudziarstwo i
zwyczajna chała, mająca nie wiadomo, co na celu – teraz bym powiedział,
martyrologia i propaganda – wtedy, słowa te nie były mi do końca znane, jeśli
chodzi o dokładne ich znaczenie oraz zastosowanie. Cóż począć -każdy błądzi.
Znowu pomogły mi znajomości i wcześniejsze doświadczenia z komiksami –
naturalnym wyborem została fantastyka. Na początek, delikatnie – Wiedźmin. A
potem już poszło. Wiele. Bardzo wiele książek, przeszło przez moje ręce. Od
naukowych (kupowanych z własnej potrzeby zdobycia wiedzy) przez wszelakiej
maści poradniki, do beletrystyki przeróżnych gatunków i nurtów. Nie zawsze
czytam wydania papierowe – niejednokrotnie, najpierw zaglądam do wersji
elektronicznej, a gdy mnie zaciekawi, sięgam po klasyczną formę. Powoli również
kolekcjonuje swoją biblioteczkę, wierny pierwszym fascynacją.
Skłamałbym jednak, że komiksy porzuciłem na rzecz książek i
zapomniałem o nich. Nic z tych rzeczy. Razem z wprowadzeniem do czytelniczej
diety, nowych autorów i tytułów, moje gusta zaczęły ewoluować również w zakresie
doboru pozycji komiksowych. Chętniej sięgam po dłuższe serie – większą uwagę
przywiązuje do historii zawartej w poszczególnych tytułach, jednak nadal
nabywam albumy, które zakupiłem głównie dla wartości graficznych. Oczywiście
mam klasyki, które nigdy się dla mnie nie zestarzeją, ale coraz bardziej
wybrednie decyduje się na zakup kolejnych albumów – ceny stanowią poważne
ograniczenie, ale również pomogły mi na nowo dokonać ocen niektórych pozycji z
moje zbioru.
Część pożegnałem bez żalu, a inne z pewnym smutkiem, bo
wiele wspomnień wiązało się z niektórymi wydaniami. Było minęło.
A dziś?
Obydwa nurty czytelnictwa, uzupełniają się we mnie. Komiks i
książka.
I tylko zastanawiam się jak zrobić, by moi synowie skrócili
trochę drogę do fascynującego świata książek. Aby nie czekali tak długo jak Ja,
na zapoznanie się historiami rozpalającymi wyobraźnie i przyczyniających się do
niesamowitych pomysłów rodzących się w głowie razem każdym kolejnym rozdziałem.
Pomysłów mam wiele – które wybrać i jak wprowadzić je w
życie … to temat na zupełnie inny wpis.
A tak na marginesie … i z innej beczki.
Mam egoistyczne i samolubne marzenie. Chciałbym mieć kiedyś pokój biblioteczny
– taką miniaturową czytelnię. Zbieram nawet różne zdjęcia i koncepcje
aranżacji. Może kiedyś, jakoś …