niedziela, 12 maja 2013

Czytanie - nie obiektywnym okiem amatora ...

Jestem niepoprawnym fanem Pilipiuka. Jak coś wyda - to ja to czytam. Nie koniecznie natychmiast, nie koniecznie w formie papierowej, ale staram się aby wcześniej, czy później - taka właśnie forma stała się moją własności. Oznacza to że nie jestem specjalnie obiektywny ani krytyczny, ale ... Wampir z M3 może czasami spotkać Szewca z Lichtenrade, a ja takie właśnie spotkanie przeżyłem.


Do WAMPIRA Z M3 podszedłem ze sporą rezerwą, gdyż wcześniej przeczytałem kilka recenzji, które w były na tyle rozbieżne, że trudno było mi ocenić czy warto poświęcać czas na tę pozycje. Już sam tytuł zdradza obszar zainteresowań autora i myśl przewodnią, na której opierać się będzie opowieść. Umieszczenie całej historii w latach osiemdziesiątych, minionego wieku jest zabiegiem ciekawym gdyż pozwala przenieść się do czasów, dla niektórych czytelników będących wspomnieniem dzieciństwa, a dla innych opowieścią z zamierzchłej przeszłości. 
Opisy Starej Pragi i jej mieszkańców, oraz przemieszanie prozy życia z legendami epoki PRL’u stanowi ciekawa mieszankę. Mimo tego, że bardzo lubię twórczość Andrzeja Pilipiuka, tak książka nie zapadnie mi jakoś głęboko w pamięci. Jest napisana dosyć spójnie i niewątpliwie, jak dla mnie stanowiła przyjemną odmianę po czytaniu w podróży gazet i czasopism. Tym nie mniej, raczej nie zasili w najbliższym czasie mojego domowego księgozbioru. Fajne czytadło, ale bez przesady – wielki plus za szybkość przeczytanie, oraz za to, że przedstawienia miejsca i ludzi, którzy odchodzą w niepamięć a stanowią ważny element tożsamości takich miast jak warszawa. Jeśli bardzo lubicie autora, jesteście fanami Warszawy i jej historii, albo macie zbyt wiele czasu i nie wiecie, co z nim zrobić … polecam. 

Inaczej sprawa się ma w przypadku SZEWCA Z LICHTENRADE. Reklamy w metrze i na portalach księgarskich lub czytelniczych, już od dawna uprzedzały, że niedługo pojawi się kolejny zbiór opowiadań. Poprzednie zbiory wypadały różnie – w każdym było kilka historii, które trafiały do mnie bardziej, a cześć niespecjalnie mnie poruszała. Nie inaczej było i tym razem. Miałem duże oczekiwania, które jednak i tak ograniczyło przeczytanie, APARATUSA, który jednak mnie rozczarował - jako całość - chociaż oczywiście miał kilka zaskakujących zwrotów akcji czy niespodziewanych wyjaśnień zgłębianych zagadek.Wracając jednak do SZEWCA, to muszę powiedzieć, że zwłaszcza tytułowe opowiadanie przypadło mi do gustu - pozostałe natomiast mniej lub bardziej, ale trzymają założony przeze mnie poziom. 



Warto było wydać te trzydzieści sześć złotych na zbiorek A. Pilipiuka, bo wchodzi do głowy łatwo a kilka rzeczy z zakresu historii i kultury z chęcią zagłębie na indywidualnych poszukiwaniach w księgozbiorze (najpierw własnym, a potem bibliotecznym). Przy okazji dodam, że postacie, które pojawiły się obok Skórzewskiego, czyli Storm i Olszanowski, wciąż pokazują nam więcej i więcej ze swego życia. Tak zawodowego jak i osobistego.


To na tyle – teraz czas na kolejne książki, oraz – co niestety nie przedstawia się optymistycznie w najbliższym planie realizacyjnym – filmy, których już spora kolekcja uzbierała się na DVD.


Uf. Trzeba się spiąć i zrealizować plan.


Mam nadzieje, że po tych wypocinach powyżej zerkniecie przychylniejszym okiem na obie książki wszak każda ma swoje plusy i zalety uzależnione jednak od właściwej chwili, w jakiej zostanie użyta. Nie żałuję, że którąkolwiek z nich przeczytałem. Jedna nawet znalazła miejsce na mojej półce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz