piątek, 29 marca 2013

Decyzja, działanie i ... wahanie.

Chciałbym was poprosić o pomoc i wyrażenie własnej opinii - jest mi to potrzebne do podjęcia pewnych działań i ... mam pewien dylemat.

Co waszym zdaniem jest najważniejsze w długotrwałym związku dwojga ludzi, by związek ten był udany i na co należy uważać jak no na największe zagrożenie?

Pewnie się zastanawiacie skąd pytanie i kiedy się rozwodzę? Nic z tych rzeczy ... puki co ^_^.

Po prostu zdarzyło się ostatnio coś co zmusiło mnie do pewnych konkretnych działań i chociaż jestem pewien swej decyzji, chciałbym się odwołać do waszych doświadczeń i przemyśleń, jako że ... jesteście lub byliście w związkach i posiadacie cenne doświadczenia.

Jeśli nie macie odwagi pisać w komentarzu - nie naciskam. Napiszcie mi prywatną wiadomość.

Z góry dziękuję.


wtorek, 26 marca 2013

Bawełna i Dixie Land ...

Dziś muzycznie, bo czasu na głębsze przemyślenia  lub poruszanie szerszego spektrum tematów, na razie nie mam. Potrzeba jest, ale ... potrzeba to nie wszystko, jak mawiają pracownicy pewnego Call Center :)

Natknąłem się nie tak dawno, na urywek filmu SAHARA - takie przygodowe coś o poszukiwaniu skarbów, miłości i walce z czarnymi charakterami. Akurat załapałem się na początek, kiedy to akcja rozgrywa się w ostatnich dniach wojny secesyjnej a pancerny okręt Południa odpływa w dół rzeki i niknie we mgle. Tak. Fascynuje mnie wojna secesyjna - i jako konflikt i jako czas ( o modzie nie będę się rozpisywał bo po prostu mi się podoba), ze szczególnym uwzględnieniem terenów określanych jako CSA (Stany Skonfederowany) ... moje serce bije na południu.

Część mojej fascynacji znajduje odzwierciedlenie w zainteresowaniu muzyką tamtych czasów oraz tamtych terenów - a jako że jestem wzrokowcem  to urywek SACHARY przypomniał mi że dawno nie zajmowałem się muzyką z południa.

Trochę sztampy, trochę popularnych rytmów i trochę klasyki. Ruszajmy do Dixie Land :)



A że nie tylko Alabama na południu ...



.... ale zdecydowanie ciągnie mnie do Alabamy ... 



No. I to by było na tyle. Tego ostatnio słucham i to mi ostatnio hula w uszach ...

A tak na marginesie - oglądaliście serial "Północ - Południe" (ang." North and South")? Jedną z lokacji jest posiadłość rodziny głównego bohatera, rodziny Main'ów. Mont Royal. Okazuje się że ta posiadłość jest skansenem i nosi nazwę BooneHall. Jak ktoś będzie w okolicy może zajrzeć - piękny drzewostan i zachowane oryginalne, murowane domki dla niewolników. ^_^

Ps. Nie popieram niewolnictwa i nie jestem rasistą. 

środa, 20 marca 2013

Zmiany ... jak się z nimi czujemy?

Podobno na świecie pewne są tylko trzy rzeczy: śmierć, podatki i zmiany.

O ile śmierć zaprząta moje myśli dość regularnie, a podatki goszczą w mej głowie jedynie przy okazji corocznych rozliczeń z fiskusem, dziś skupię się co nieco na zmianach.

Co? Nie spodziewaliście się że o czymś tak banalnym można myśleć, dorobić się przemyśleń i jeszcze chcieć się nimi podzielić? A jednak!

Paręnaście dni temu, wykonując rytualne czynności poranne w pracy, takie jak kawa, kapcie, przygotowanie stanowiska pracy i zalogowanie do stosownych aplikacji na komputerze, postanowiłem zerknąć na wewnętrzny serwis informacyjny mojego operatora i chlebodawcy zarazem. Pośród gąszczu wielce ciekawych i pasjonujących informacji, z których większość jakoś nie zagościła na dłużej w mojej świadomości czy tym bardziej pamięci, moją uwagę przykuło znajome nazwisko.
Luis Alarcon. Nic wam to nie mówi? Trudno. Mnie powiedziało bardzo wiele, a dodatkowo podpowiedziało pomysł aby, trochę "wyjść przed szereg" i wprosić się na owo spotkanie mają się odbyć w głównej siedzibie firmy matki, a którego ów znajomy Peruwiańczyk był gościem i głównym prowadzącym prelegentem. Temat spotkania - "zarządzanie sobą w zmianie".

Temat chyba mało trafny, ale za to treść trafiła do mnie bez pudła bo i trudno było abym poczuł się po za tematem skoro sam termin ZMIANA dotyczy mnie tak jak każdego czyli niemal na co dzień i z reguły wywołuje naprawdę zróżnicowane emocje i odczucie, że o zachowaniach nie wspomnę.

Zmiany są wpisane w naszą codzienność oraz w każdy etap nasze życia. Czasem jesteśmy ich architektami, ale w większości przypadków gdy nas dotyczą jesteśmy co najwyżej ich współtwórcami a najczęściej tylko uczestnikami, którzy muszę się w nich jakoś odnaleźć lub do nich dopasować. Czy to jednak oznacza że skoro mamy tak bogate doświadczenia, w życiu "z" i "pośród" zmian, skoro wciąż są one naszym udziałem, czy to oznacza że potrafimy się w nich odnaleźć i czerpać z nich jak najwięcej korzyści lub chociaż minimalizować straty które ze sobą niosą. Coś myślę że niestety nie.

Każda zmiana której nie jesteśmy kreatorami to pewien schemat zachowań. Najpierw bowiem wypieramy to co się stało i nie dopuszczamy do myśli iż to co się stało, po prostu jest. Zachowujemy się przy tym tak, jak by zmiana nie dotyczyła nas, był plotką lub jej wpływ na nas był mocno ograniczony więc w sumie nie warto się do niej odnosić lub nią zajmować. Ta faza (F1) może trwać tak długa jak długo skutecznie uda nam funkcjonować pomimo nasilających się sygnałów o nieuchronności zmian.

W końcu jednak, większość z osób zdaje sobie sprawę ze faktycznie coś się dzieje. Co więcej, z reguły nie są to zmiany które witamy entuzjastycznie. Może to wynika z naszej historii, w ramach której jako narodowi,  dostarczano nam zmian w każdej formie i ilości, więc wykształciliśmy w sobie radość z niezmienności i stałości jaką jest osiadłość i powtarzalność. Jednym słowem - im mniej zmian tym lepiej.  Bo oto przeszliśmy do fazy Buntu (F2).
Ta faza, przepełniona jest największą energią ale również niesie za sobą ryzyko że zakleszczymy się w niej i bunt stanie się naszą jedyna pożywką. Problem w tym, że z samego buntu rzadko, powstają pomysły który przynoszą nam korzyści. Skupiamy się bowiem tu na stanie którego już nie ma - żyjemy przeszłością.

Ostatnie dwie fazy, czyli Eksperymentowanie (F3) i Zaangażowanie (F4) są zdecydowanie najbardziej opłacalne dla nas, bo służą odpowiednio, szukaniu najlepszej metody adaptacji i pozycjonowania siebie w nowej sytuacji, oraz działania zgodnie z naszym interesem, przynoszącego nam maksimum korzyści.

No i co ?

Schemat, jak schemat. Sam z siebie, jest tylko kolejną informacją w gąszczu "ciekawostek" psychologicznych. Jaka korzyść z tej wiedzy? Dla mnie korzyść jest taka - zmiana prawie zawsze jest nieunikniona i nie ma możliwości by ją cofnąć, kolejne etapy następują po sobie i tylko ode mnie zależy jak długo będą trwać, a tym samy, jak szybko zacznę odnosić korzyści z nowej sytuacji.

Nie czekajmy aż ktoś podejmie decyzje za nas. Unikajmy sytuacji kiedy to ktoś wyznacza nam kierunek naszych działań. Stańmy się (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) "sprawcami". Nadajmy kurs i dobierzmy narzędzia które pomogą nam go osiągnąć. A jeśli stanie się coś nieprzewidzianego co każe nam się dostosować?
W końcu, zmiana to zmiana - to czy jest dobra czy zła decyduje punkt widzenia osób w niej uczestniczących. Im lepiej się przygotujemy do możliwych sytuacji mogących nas dotknąć, tym lepiej damy sobie radę z ewentualnymi zmiennymi, nawet jeśli nie będą się pokrywać z tym co sobie zaplanowaliśmy.
Liczmy się z tym  (jak śpiewa artystka) że "wszystko się może zdarzyć" - to my decydujemy, czy w końcowym rozrachunku, nieprzewidziane zmiany, okażą się np. trampoliną do sukcesu.

Życzę wam wszystkim byście znajdywali w zmianach jak najwięcej korzyści dla siebie i  potrafili zawsze dostrzec ukryte w nich możliwości.

Ps. A ja dzięki udziałowi w wyżej wymienionym spotkaniu, uzyskałem dostęp do ... całej masy innych spotkań na które teraz będę zapraszany tak jak etatowi pracownicy mojego operatora. Zobaczymy co mi przyniosą - już się nie mogę doczekać. Najbliższe dotyczyć będzie ... rodzicielstwa. Spory rozrzut tematyczny :)

niedziela, 17 marca 2013

Just music ... just like that.

Znowu popłynąłem muzycznie - niestety. Nie jestem w stanie utrzymać długo odpowiedniego natężenia refleksycjno-kontemplacyjnego. No jak by nie kombinować muszę się po odurzać muzyką. Oczywiście jest coś nowego, jest coś starego i coś dawno nie słyszanego.

Limp Bizkit, Holywood Undead oraz Otis Taylor..

Mógłbym was dalej zanudzać, ale akurat ostatnio czasu mam skąpo więc od razu do meritum. Maestro !! Grać !!
Najpierw więc coś starego ....



.. teraz, coś co jest dla mnie nowe, .....


.... to natomiast, dawno nie było słuchane więc tym przyjemniej było mi znowu poczuć ten rytm.



Od ostatniego wpisu te kawałki towarzyszyły mi najczęściej i najdłużej. Każdy z nich odpowiadał, konkretnym potrzebą i ilustrował co najmniej jeden z aspektów ostatnich dni. A działo się oj działo.

Chciało by się powiedzieć nawet powiedzieć, że idą .... ZMIANY :)

niedziela, 10 marca 2013

Ziemia obiecana jest tutaj ...

Co czyni nasz szczęśliwymi? Co powoduje że niektóre rzeczy czy też dni, odbieramy jako zdecydowanie lepsze od innych?
Co na to wpływa?

Nad tymi i wieloma innymi pytaniami zastanawiałem się w ostatnią środę. Zastanawiałem się bardzo intensywnie bo i adwersarz, z którym się spotkałem, był ciekawy oraz wymagający i zmuszał mnie do myślenia. Zastanowiłem się więc, z ograniczeniem emocji - skupiając się na faktach, przyczynach i skutkach, co sprawiło że konkretny dzień okazał się lepszy od innych, czy może raczej stał się ukoronowaniem całkiem niezłej serii kolejnych dni z których każdy miał w sobie coś przyjemnego.

Taka autorefleksja, nad tym jakie są przyczyny obecnego stanu rzeczy.

Wyniki trochę mnie zaskoczyły, bo i konkluzja niby oczywista, lecz wypowiedziana na głos nabrała dla mnie innego niż zwykle znaczenia.

Trudno mówić iż jesteśmy biernymi uczestnikami wydarzeń które dookoła nas mają miejsce. Nawet nie robiąc nic, podejmujmy jakieś działanie i jego konsekwencje spotykają nas pod tą lub inna postacią.
Niektórych rzeczy możemy uniknąć, inne są wpisane w bardzo stare wydarzenia których byliśmy częścią i ich konsekwencje mogą do nas wrócić pod bardzo rożnymi postaciami.

Fakt - będąc tu i teraz, trudno przewidzieć jaki będzie finalny efekt tego co robimy. "Dobrymi chęciami, piekło jest wybrukowane", lecz jeśli pragniemy zmian, chcemy aby nasz sytuacja była coraz lepsza, chcemy by działo się wokół nas coraz więcej i lepiej - powinniśmy zacząć stwarzać okazje by, przysłowiowy LOS, sam się do nas uśmiechnął. Im więcej damy sobie możliwości, im w większą ilość sytuacji mogących nam przynieść korzyści, (nie tylko długofalowe) tym większa szansa że coś z tego co robimy, wróci do nas pod postacią korzyści, radości, szczęścia, lub tego co jest dla nas ważne i nam potrzebne.

Tak! Ktoś powie że same chęci nie wystarczą. To prawda. Same chęci to za mało, ale chęci poparte zaangażowaniem i działaniem to akurat tyle by zacząć oczekiwać wyników i mieć szanse by były one korzystne dla nas i tego co chcemy osiągnąć.
Mam propozycje - jeśli czytacie te słowa, zrobię tak. jutro kiedy się obudzicie pomyślcie o tym co dzisiejszego dnia możecie zrobić aby (czując się w zgodzie ze sobą) zwiększyć swoje szanse na szczęście i zadowolenie. Małą rzecz na którą macie wpływ. Coś co jest możliwe w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin. Może będzie to uśmiech i brak przekleństw, co poprawi atmosferę w miejscu pracy. Może będzie to pierwszy krok na drodze do realizacji dawno wyśnionych marzeń, a może będzie to kontakt z osobą która w jakiś sposób jest dla nas ważna, bliska i kontakt z nią - nie planowany wcześniej - będzie czymś co jest niespodziewaną zmienną której skutków przewidzieć nie możemy, ale ... przeczucie nam mówi że to może być tylko dobre, tak dla nas jak i dla niej.

Działajcie, róbcie, podejmujcie decyzje i wprowadzajcie je w życie. Decyzja o "nic nie robieniu" to również jakaś forma działania, którego konsekwencją pod tą czy inną postacią wrócą do nas wcześniej czy później.

Miejmy odwagę by próbować bo bez tego, na pewno nic się nie zmieni.

środa, 6 marca 2013

Po prostu lubię ... to wystarczy

Zdecydowanie nie mam wysublimowanego gustu muzycznego - są rzeczy które zwyczajnie lubię, bo mi łączą się one z przyjemnymi wspomnieniami. Czasem jest to pojedyncze zdarzenie, czasem ciąg zdarzeń lub  jakaś osoba bądź po prostu uczucia która były przyjemne i które utożsamiam z kimś lub czymś konkretnym. Z miejscem, czasem czy etapem w życiu. Ile inspiracji i wspomnień, tyle powodów - jeden lepszy od drugiego.

Dlaczego o tym piszę akurat dziś. Jakoś tak się złożyło że w radiu usłyszałem utwór śpiewany przez Adele na potrzeby filmu SKYFALL,czyli ostatniej odsłony przygód brytyjskiego agenta z upodobaniem do martini.

Ciąg skojarzeń który uruchomiło hasło BOND w mojej głowie, pootwierało bardzo wiele szuflad - jedną z nich jest to co czułem oglądając pierwszego w swoim życiu BONDA i to co zwróciło moją uwagę oraz co mi się wbił w pamięć.
Tak się akurat złożyło że było YOU ONLY LIVE TWICE , a w pamięci zachował mi się utwór otwierający ten odcinek serii, w wykonaniu Nancy Sinatra'y.




Minęło już wiele lat od tamtego wieczora, kiedy pierwszy raz zobaczyłem bogaty i porywający świat, szpiegów, złoczyńców i pięknych kobiet oraz niebezpiecznych przygód. Sztampa ale jak działająca na wyobraźnie, zwłaszcza takiego szczawia jak Ja  ... :)

A dziś gdy usłyszałem Adele, zapragnąłem jak najszybciej wrócić do ukrytych głęboko wspomnień i sprawdzić, czy wciąż czuję tę wyjątkowość, która wtedy była moim udziałem gdy oglądałem przygody Agenta Jej Królewskiej Mości. Wciąż działa, chociaż dostrzegam pewne zmiany. Zmiany we mnie i postrzeganiu tego co było.

Wartość dodana natomiast, to fakt odkrycia przeze mnie już parę ładnych lat temu Nancy.

Może jej nie kojarzycie, ale jej piosenki - w naprawdę różnych aranżacjach - słyszeliście na pewno nie raz. Tu dam tylko jeszcze dwie ... nie mam wątpliwości że skojarzycie bez problemowo.



... oraz ....


Osobiście chylę czoła przed talentem ... mnie się to po prostu podoba. Może ktoś dzięki mnie dołoży kolejną cegiełkę do swojego muzycznego domku? Mam taką nadzieję.




niedziela, 3 marca 2013

Masło, chleb i ... mniej niż sto problemów.

Czyściłem niedawno historie mojej TwarzoKsiążkowej ściany i mi się przypomniało jak wsiąknąłem parę lat temu w klimaty południowych stanów. O tych klasycznych po bardziej nowoczesne, lecz wciąż z ogromnym wpływem klasyki, czy to w tekstach czy w linii melodycznej. Zafascynowało mnie również banjo. Pomimo pewnego przyblaknięcia i wygaszenia mej fascynacji tym instrumentem - sami wiecie, są ważniejsze sprawy w bieżącym życiu, tak zawodowym jak i rodzinnym - lubię od czasu do czas posłuchać takiego  "brzdąkania".

Dlatego, posłuchajcie Hugo. Może komuś z was się to spodoba? mnie podoba się wyjątkowo ...



Lecz nie samych chlebem z masłem człowiek żyje, czasem trzeba się zmierzyć z problemami. Bez względu na ich ilość i kaliber. 


No to tyle na dziś.

Chociaż ... albo nie. Jeszcze za wcześnie. Napisze jak już będzie "po wszystkim".