środa, 20 marca 2013

Zmiany ... jak się z nimi czujemy?

Podobno na świecie pewne są tylko trzy rzeczy: śmierć, podatki i zmiany.

O ile śmierć zaprząta moje myśli dość regularnie, a podatki goszczą w mej głowie jedynie przy okazji corocznych rozliczeń z fiskusem, dziś skupię się co nieco na zmianach.

Co? Nie spodziewaliście się że o czymś tak banalnym można myśleć, dorobić się przemyśleń i jeszcze chcieć się nimi podzielić? A jednak!

Paręnaście dni temu, wykonując rytualne czynności poranne w pracy, takie jak kawa, kapcie, przygotowanie stanowiska pracy i zalogowanie do stosownych aplikacji na komputerze, postanowiłem zerknąć na wewnętrzny serwis informacyjny mojego operatora i chlebodawcy zarazem. Pośród gąszczu wielce ciekawych i pasjonujących informacji, z których większość jakoś nie zagościła na dłużej w mojej świadomości czy tym bardziej pamięci, moją uwagę przykuło znajome nazwisko.
Luis Alarcon. Nic wam to nie mówi? Trudno. Mnie powiedziało bardzo wiele, a dodatkowo podpowiedziało pomysł aby, trochę "wyjść przed szereg" i wprosić się na owo spotkanie mają się odbyć w głównej siedzibie firmy matki, a którego ów znajomy Peruwiańczyk był gościem i głównym prowadzącym prelegentem. Temat spotkania - "zarządzanie sobą w zmianie".

Temat chyba mało trafny, ale za to treść trafiła do mnie bez pudła bo i trudno było abym poczuł się po za tematem skoro sam termin ZMIANA dotyczy mnie tak jak każdego czyli niemal na co dzień i z reguły wywołuje naprawdę zróżnicowane emocje i odczucie, że o zachowaniach nie wspomnę.

Zmiany są wpisane w naszą codzienność oraz w każdy etap nasze życia. Czasem jesteśmy ich architektami, ale w większości przypadków gdy nas dotyczą jesteśmy co najwyżej ich współtwórcami a najczęściej tylko uczestnikami, którzy muszę się w nich jakoś odnaleźć lub do nich dopasować. Czy to jednak oznacza że skoro mamy tak bogate doświadczenia, w życiu "z" i "pośród" zmian, skoro wciąż są one naszym udziałem, czy to oznacza że potrafimy się w nich odnaleźć i czerpać z nich jak najwięcej korzyści lub chociaż minimalizować straty które ze sobą niosą. Coś myślę że niestety nie.

Każda zmiana której nie jesteśmy kreatorami to pewien schemat zachowań. Najpierw bowiem wypieramy to co się stało i nie dopuszczamy do myśli iż to co się stało, po prostu jest. Zachowujemy się przy tym tak, jak by zmiana nie dotyczyła nas, był plotką lub jej wpływ na nas był mocno ograniczony więc w sumie nie warto się do niej odnosić lub nią zajmować. Ta faza (F1) może trwać tak długa jak długo skutecznie uda nam funkcjonować pomimo nasilających się sygnałów o nieuchronności zmian.

W końcu jednak, większość z osób zdaje sobie sprawę ze faktycznie coś się dzieje. Co więcej, z reguły nie są to zmiany które witamy entuzjastycznie. Może to wynika z naszej historii, w ramach której jako narodowi,  dostarczano nam zmian w każdej formie i ilości, więc wykształciliśmy w sobie radość z niezmienności i stałości jaką jest osiadłość i powtarzalność. Jednym słowem - im mniej zmian tym lepiej.  Bo oto przeszliśmy do fazy Buntu (F2).
Ta faza, przepełniona jest największą energią ale również niesie za sobą ryzyko że zakleszczymy się w niej i bunt stanie się naszą jedyna pożywką. Problem w tym, że z samego buntu rzadko, powstają pomysły który przynoszą nam korzyści. Skupiamy się bowiem tu na stanie którego już nie ma - żyjemy przeszłością.

Ostatnie dwie fazy, czyli Eksperymentowanie (F3) i Zaangażowanie (F4) są zdecydowanie najbardziej opłacalne dla nas, bo służą odpowiednio, szukaniu najlepszej metody adaptacji i pozycjonowania siebie w nowej sytuacji, oraz działania zgodnie z naszym interesem, przynoszącego nam maksimum korzyści.

No i co ?

Schemat, jak schemat. Sam z siebie, jest tylko kolejną informacją w gąszczu "ciekawostek" psychologicznych. Jaka korzyść z tej wiedzy? Dla mnie korzyść jest taka - zmiana prawie zawsze jest nieunikniona i nie ma możliwości by ją cofnąć, kolejne etapy następują po sobie i tylko ode mnie zależy jak długo będą trwać, a tym samy, jak szybko zacznę odnosić korzyści z nowej sytuacji.

Nie czekajmy aż ktoś podejmie decyzje za nas. Unikajmy sytuacji kiedy to ktoś wyznacza nam kierunek naszych działań. Stańmy się (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) "sprawcami". Nadajmy kurs i dobierzmy narzędzia które pomogą nam go osiągnąć. A jeśli stanie się coś nieprzewidzianego co każe nam się dostosować?
W końcu, zmiana to zmiana - to czy jest dobra czy zła decyduje punkt widzenia osób w niej uczestniczących. Im lepiej się przygotujemy do możliwych sytuacji mogących nas dotknąć, tym lepiej damy sobie radę z ewentualnymi zmiennymi, nawet jeśli nie będą się pokrywać z tym co sobie zaplanowaliśmy.
Liczmy się z tym  (jak śpiewa artystka) że "wszystko się może zdarzyć" - to my decydujemy, czy w końcowym rozrachunku, nieprzewidziane zmiany, okażą się np. trampoliną do sukcesu.

Życzę wam wszystkim byście znajdywali w zmianach jak najwięcej korzyści dla siebie i  potrafili zawsze dostrzec ukryte w nich możliwości.

Ps. A ja dzięki udziałowi w wyżej wymienionym spotkaniu, uzyskałem dostęp do ... całej masy innych spotkań na które teraz będę zapraszany tak jak etatowi pracownicy mojego operatora. Zobaczymy co mi przyniosą - już się nie mogę doczekać. Najbliższe dotyczyć będzie ... rodzicielstwa. Spory rozrzut tematyczny :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz