piątek, 10 maja 2013

Nawrócony czytelnik ...


Od pewnego czasu staram się nadrabiać, czynione latami zaległości i czytać tak wiele jak to tylko możliwe.
Przyznam się wam, że odkąd poszedłem do pierwszej klasy szkoły podstawowej, czytanie mnie po prostu nużyło. Nie widziałem w nim ani nic ciekawego ani tym bardziej mogącego przynieść mi konkretne korzyści.
Niechęć do zgłębiania podręczników szkolnych, przeniosłem płynnie na lektury, z których już tylko krok był do rozciągnięcia mej czytelniczej awersji na cały świat słowa pisanego i drukowanego.

Szczęśliwie, było coś, co pozwoliło mi zachować jako taki kontakt ze światem wydawniczym i co od najmłodszych lat z wielkim zapałem i chęcią pochłaniałem – komiksy.

Pierwsze zeszyty były typowe dla lat mojego dzieciństwa i mojego pokolenia – początek lat osiemdziesiątych to niepodzielne królestwo Tytusa, Kajka i Kokosza, Thorgala, oraz
komiksów, wydawanych przez pismo Fantastyka oraz wielu pomniejszych, często pojedynczych historii jedno zeszytowych lub krótkich np. historycznych, serii.

Moi rodzice patrzyli z rozczarowaniem, na fakt, iż zamiast Sienkiewicza, Brzechwy czy chociaż Tuwima, wlepiam wzrok w obrazki okraszone skąpymi w ich ocenie, dialogami czy opisami. Szkoda, że nie mogłem im wtedy powiedzieć, żeby sienie martwili, bo kiedyś nadrobię – lub przynajmniej dołożę wszelkich starań, by nadrobić – wszelkie czytelnicze zaległości.
Na szczęście gdzieś na finiszu liceum, zacząłem poznawać osoby, które czyniły z indywidualnego czytelnictwa nie tylko zaletę, ale i powód do dumy a nawet sposób wyróżnienia się w grupie rówieśniczej. Niemal z dnia na dzień zauważyłem, że czytać warto bo to się opłaca i jest modnie. Może to nie specjalnie adekwatne słowo, ale tak to teraz czuję, a wtedy … po prostu chciałem być lubiany, więc rozpocząłem pierwsze spotkania z książką. Na własna rękę. Niestety – lata zaniedbań i ignorancji przełożyły się na elementarne braki w wiadomościach, CO i KOGO się czyta. Niby istnieje lista lektur, ale jakoś wydawało mi się, że to, co się na niej znajduje to straszne nudziarstwo i zwyczajna chała, mająca nie wiadomo, co na celu – teraz bym powiedział, martyrologia i propaganda – wtedy, słowa te nie były mi do końca znane, jeśli chodzi o dokładne ich znaczenie oraz zastosowanie. Cóż począć -każdy błądzi.

Znowu pomogły mi znajomości i wcześniejsze doświadczenia z komiksami – naturalnym wyborem została fantastyka. Na początek, delikatnie – Wiedźmin. A potem już poszło. Wiele. Bardzo wiele książek, przeszło przez moje ręce. Od naukowych (kupowanych z własnej potrzeby zdobycia wiedzy) przez wszelakiej maści poradniki, do beletrystyki przeróżnych gatunków i nurtów. Nie zawsze czytam wydania papierowe – niejednokrotnie, najpierw zaglądam do wersji elektronicznej, a gdy mnie zaciekawi, sięgam po klasyczną formę. Powoli również kolekcjonuje swoją biblioteczkę, wierny pierwszym fascynacją.

Skłamałbym jednak, że komiksy porzuciłem na rzecz książek i zapomniałem o nich. Nic z tych rzeczy. Razem z wprowadzeniem do czytelniczej diety, nowych autorów i tytułów, moje gusta zaczęły ewoluować również w zakresie doboru pozycji komiksowych. Chętniej sięgam po dłuższe serie – większą uwagę przywiązuje do historii zawartej w poszczególnych tytułach, jednak nadal nabywam albumy, które zakupiłem głównie dla wartości graficznych. Oczywiście mam klasyki, które nigdy się dla mnie nie zestarzeją, ale coraz bardziej wybrednie decyduje się na zakup kolejnych albumów – ceny stanowią poważne ograniczenie, ale również pomogły mi na nowo dokonać ocen niektórych pozycji z moje zbioru.
Część pożegnałem bez żalu, a inne z pewnym smutkiem, bo wiele wspomnień wiązało się z niektórymi wydaniami. Było minęło.

A dziś?
Obydwa nurty czytelnictwa, uzupełniają się we mnie. Komiks i książka.

I tylko zastanawiam się jak zrobić, by moi synowie skrócili trochę drogę do fascynującego świata książek. Aby nie czekali tak długo jak Ja, na zapoznanie się historiami rozpalającymi wyobraźnie i przyczyniających się do niesamowitych pomysłów rodzących się w głowie razem każdym kolejnym rozdziałem.

Pomysłów mam wiele – które wybrać i jak wprowadzić je w życie … to temat na zupełnie inny wpis.

A tak na marginesie … i z innej beczki.

Mam egoistyczne i samolubne marzenie. Chciałbym mieć kiedyś pokój biblioteczny – taką miniaturową czytelnię. Zbieram nawet różne zdjęcia i koncepcje aranżacji. Może kiedyś, jakoś … 

4 komentarze:

  1. Na synów to chyba najlepszą metodą jest po prostu im czytać :) sama się potomstwa nie dorobiłam, ale na mnie zadziałało :) na braciach chyba też, przynajmniej na jednym z tego co się orientuję. U nas się czytało na głos codziennie na dobranoc, a na prezenty prawie zawsze były książki :)
    Polecam Mikołajka - jest boski i zabawny dla osób w każdym wieku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najzabawniejsze jest to że ja im obydwu, chociaż więcej starszemu w latach jego dzieciństwa, czytałem i czytam sporo. Fakt - ostatnio mam zaległości w czytelnictwie tak swoim jak i rodzinnym. Aczkolwiek mój starszy syn np. przerobił już Krzyżaków, Potop, Ogniem i Mieczem oraz .... Księgę Całości Kresa (chociaż nie wszystkie części)

      Czytałem im aby szybciej zasypiali. Dzięki czemu sam sobie powtórkę robiłem. Teraz sam nie dosypiam i z reguły w trakcie wieczornego czytania zaczynam ostro ziewać, co nie zmienia faktu że wciąż czytam. Tak im jak i sobie.

      A Mikołajka znamy i lubimy, wszyscy bez wyjątku:)

      Usuń
  2. myślę że podstawą to znaleźć temat który zainteresuje dzieciaki - czytanie na siłę "bo wielkim poetą był" albo bo do szkoły trzeba jest porażką ...
    ja chciałem się podzielić tym w jaki sposób zacząłem słuchać muzyki poważnej - myślę że w podobny sposób można zachęcić do czytania - kiedyś w dawnych czasach ( gdy nie było McDonalda, komórek ani nawet płyt CD ... ;-) ) zasiadłem w fotelu u znajomego, co to jego ojciec pływał na statkach i miał rzeczy z tej innej lepszej części świata, a więc zasiadłem na fotelu na przeciwko takiego wielgachnego Bumboxa (chyba tak to się wtedy nazywało) czyli wielgachny magnetofon z niezłym basem i kopem potrafiącym wybijać szyby w oknach. Kumpel stwierdził że mi coś puści, ale że tego trzeba słuchać głośno - nawet bardzo głośno. No więc rozsiadłem się i wtedy usłyszałem V Betowena... tydzień wcześniej ten sam kawałek puszczała nam nauczycielka w szkole na jakimś starym sprzęcie i na tyle cicho że w ostatnich ławkach ledwo było słychać - wtedy, za pierwszym razem zupełnie mnie ta muza nie ruszyła - za to wysłuchana z dobrego sprzętu, z dobrym podkręceniem głosu - to było coś ... potem już sam szukałem innych symfonii Betowena, przyszła kolej na Mozarta, Bacha itd ...
    Słuchać (szczególnie pierwszy raz) trzeba tak by kapcie z nóg opadały, a łzy w oczach stały ... tak samo z książką - najpierw dobra zachęta, mała opowieść wokół tematu książki - jakaś ciekawostka, jakaś tajemnica ...
    No i przykład ... jak dziecko nie widzi ojca czy mamy czytających z zapartym tchem jakiejś książki, to ciężko będzie przekonać że czytanie jest czymś dobrym i ciekawym ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z doborem tematu odpowiedniego dla dziecka, jako z jednym z najważniejszych fundamentów młodocianego czytelnictwa, nawet nie będę polemizował, bo zgadzam się z tym w stu procentach.

      Książki które dobierałem w pierwszych tygodniach i miesiącach życia, dla moich synów, były weryfikowane podług prostego klucza - brak obrazków, bo te im dziecko starsze, tym w moim przypadku, bardziej rozpraszały.

      Natomiast z czasem zacząłem bardziej wsłuchiwać się w to co chcieliby oni poznawać. Niektóre książki czytane były po kilkadziesiąt razy i teraz ich stan jest mocno niepewny, gdyż przy okazji okazywano im miłości bardzo wylewnie, oraz były one zabierane w charakterze maskotki np. na plac zabaw, czy na spacer do parku.

      Natomiast co do pokazania dziecku, że rodzic też człowiek i czytać lubi to jest to dla mnie największy kłopot.
      W tej chwili bowiem, czytam w dwóch miejscach - droga do pracy komunikacją publiczną, oraz ... praca. W tym drugim miejscu, na komputerze i z reguły to co staram się sprawdzić przed kupnem, lub autor jest mi całkowicie nie znany.
      Po prawdzie, w domu od pewnego czasu nie mam na czytanie czasu. Może trochę, przed snem, ale w tedy chłopaki już śpią, a i Ja czytam wtedy góra pół godziny, bo nie ma opcji abym dłużej powstrzymał zamykanie się oczu.

      Usuń