Od czasu do czasu, w mediach pojawiają się krzyczące i straszące wszystkich którzy znajdą się w ich zasięgu że oto "świat się kończy" i "to co było odchodzi w zapomnienie".Co jakiś czas słychać również jak to kiedyś było fajnie a teraz to już nie to samo - Ja sam, czasem łapię się na tym że osoby z młodszych ode mnie pokoleń, określam zbiorczo w niezbyt miłych i kulturalnych słowach. Generalizacja i tyle.
Czasem jednak zapominamy o pewnych skarbach, np. z naszego dzieciństwa. Skarbach które dla nikogo po za nami mogą niemieć tak dużej wartości, ale ich przydatność jest a na pewno bywa, ogromna. Tak jak np. w ostatnią sobotę, kiedy to zostałem poproszony o opieką nad grupą (w sumie) czterech lubiących się bawić chłopców. Musiałem skonfrontować się z moimi lękami i obawami oraz tym "nieznanym i nieprzewidywalnym" elementem całej operacji, a za sojusznika miałem jedynie pamieć (co w moim przypadku raczej dołuje niż daje nadzieje) oraz wyposażenie nie swojego domu, plus wiedzę w co się lubiłem bawić w dzieciństwie. W odwodzie zawsze pozostawał wierny i wielokrotnie wypróbowany sojusznik - telewizor z blokiem programów i bajek dla dzieci. Odpukać, skorzystałem z niego jedynie w początkowym etapie tych kilku spędzonych ze szkrabami godzin.
Czterech chłopców lat, 8, 5,5 i 1.5 roku. Wiek nie jest podany precyzyjnie co do miesiąca ^_^
Klocki i plastikowe żołnierzyki, okazały się pierwszym starzałem w dziesiątkę. Dwie grupy skupiły się na budowie własnych "baz" i przygotowaniem się do walki, która koniec końców, okazała się zbyteczna jako że jedna i druga, budowana w pocie czoła baza, została połączona z placówką niedawnych przeciwników a przygotowywane do walki na swych stanowiskach oddziały, zostały wymieszane i dzięki temu powstała jedna wspólna armia. Początkowa rywalizacja okazała się dobrym wstępem do współpracy, a kolejne działania, takie jak wspólne sprzątanie pokoju gdzie w miedzy czasie, "wkradł" się nieporządek, tylko scementowały to co wcześniej miało miejsce. W miedzy czasie był zabawa w chowanego, oraz gra w ciuciubabkę.
Nawet nie wiecie jakiej nabrałem ochoty aby z moimi, starszymi znajomymi, pograć w podobne gry lub zabawy .... no może poza budową baz wojskowych z klocków. Mgli by mnie nie zrozumieć. Serio. Może to przejaw zdziecinnienia, a możne tęsknie za czasami młodości - trudno powiedzieć. Bawiłem się świetnie.
Najlepsze jednak zostawiłem na koniec dnia. Ustawiliśmy na podłodze skomplikowany tor, którego granice wyznaczały użyte wcześniej klocki i zrobiliśmy .... wyścig kapsli :)
Słuchajcie, ... słowa nie oddadzą emocji, a te malowały się niczym dzieła wielkich mistrzów na twarzach wszystkich uczestników, tych kilku wyścigów, które zorganizowaliśmy. Dzień w ostatecznym rozrachunku uznaje za pożyteczny, a na pewno w większości przyjemny.
Nie wiem czy często gracie ze swoimi dziećmi, dziećmi w waszej rodzinie, czy też znajomymi dzieciaki z którymi macie kontakt. Nie wiem w co z nimi gracie i czy wypuszczacie się poza obręb komputera i gier wideo, ale warto uzupełniać nowe technologie, klasycznym sznytem który wszyscy poznaliśmy chyba w dzieciństwie. Zabawy na podwórku, gry planszowe w domu i zagospodarowanie dostępnych przedmiotów, miejsc i wszystkiego co nam się przyda, do zrealizowania podstawowego celu takiego działania - dobrej zabawy i zaszczepienia/rozwijania chęci do wspólnego spędzania czasu na np. takiej aktywności.
Chyba jeszcze napiszę co nieco o grach. Ostatnio sporo w nich siedzę, ale raczej są to gry mojego starszego potomka. Pięciolatka który lubi tak samo szachy i Chińczyka, jak "Auta" ze stajni Disney'a i to co oferuje wydawnictwo Granna. Na szczęście, czasem zdarza mi się uszczknąć "coś" dla siebie, i o tym napiszę już wkrótce.
Grajcie jeśli tylko możecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz