Jednym z takich właśnie wspomnień jest piosenka Victory z nienadawanego już całe lata programu MORZE.
Niektóre natomiast dotyczą odwiedzonych miejsc, poznanych ludzi i uczuć które towarzyszyły niezapomnianym przeżyciom. Nie - nie byłem nigdy w Irlandii anie w Szkocji. Ale miałem to szczęście spotkać na swej drodze wyjątkowe osoby które podzieliły się ze mną swoimi doświadczeniami i przeżyciami, dzięki czemu, część tego co sami przeżyli stała się niemal moim udziałem.
Dlaczego jednak piszę o tym wszystkim?
Niedawno w wyniku splotu różnych wydarzeń, straciłem dostęp do muzyki (z wyjątkiem GRANIA NA CZEKANIE). Początkowo nic nie zapowiadało problemu - w końcu jeden czy dwa dni, to nie jest dramat. Trzy dni lub cztery również nie zaskakują. Tu jednak owy czas przedłużał się coraz bardziej i po prawie tygodniu zauważyłem że czegoś mi brakuje.
Owo "coś" nie od razu udało mi się zidentyfikować. Byłem trochę mniej aktywny i nie tak wesoły jak zwykle - dzięki uwadze jednej ze znajomych osób, udało mi się znaleźć powód takiego stanu rzeczy i jednocześnie zdałem sobie sprawę że nie znałem, a przynajmniej nie byłem świadom ogromnego znaczenia muzyki w moim życiu.
Od kilku lat muzyka spełnia rolę tła i ilustruje to co się wokół mnie dzieje. Pozwala mi wyładować nagromadzone emocje i dać upust niektórym uczuciom. Daje okazje do refleksji które niekiedy, są wręcz bezcenne dla np. procesu twórczego. Stało się to w sumie nie tak dawno temu. Jeszcze pięć, sześć lat temu muzyki słuchałem właściwie rzadko a czasem w cale, przez całe tygodnie. I nic. Żadnego poczucia straty, czy braku.
Co się więc stało, że teraz coś co było jednym z wielu bodźców, wysunęło na czoło stawki? Jeszcze nie wiem tego na pewno, ale będę się nad tym zastanawiał. Dobrze umieć zidentyfikować przyczyny i skutki oraz wyciągać wnioski z nich na przyszłość.
Miłego słuchania. Może wy również macie jakieś wspomnienia z młodości do których ilustracja muzyczna jest nie niezbędna?
Niedawno w wyniku splotu różnych wydarzeń, straciłem dostęp do muzyki (z wyjątkiem GRANIA NA CZEKANIE). Początkowo nic nie zapowiadało problemu - w końcu jeden czy dwa dni, to nie jest dramat. Trzy dni lub cztery również nie zaskakują. Tu jednak owy czas przedłużał się coraz bardziej i po prawie tygodniu zauważyłem że czegoś mi brakuje.
Owo "coś" nie od razu udało mi się zidentyfikować. Byłem trochę mniej aktywny i nie tak wesoły jak zwykle - dzięki uwadze jednej ze znajomych osób, udało mi się znaleźć powód takiego stanu rzeczy i jednocześnie zdałem sobie sprawę że nie znałem, a przynajmniej nie byłem świadom ogromnego znaczenia muzyki w moim życiu.
Od kilku lat muzyka spełnia rolę tła i ilustruje to co się wokół mnie dzieje. Pozwala mi wyładować nagromadzone emocje i dać upust niektórym uczuciom. Daje okazje do refleksji które niekiedy, są wręcz bezcenne dla np. procesu twórczego. Stało się to w sumie nie tak dawno temu. Jeszcze pięć, sześć lat temu muzyki słuchałem właściwie rzadko a czasem w cale, przez całe tygodnie. I nic. Żadnego poczucia straty, czy braku.
Co się więc stało, że teraz coś co było jednym z wielu bodźców, wysunęło na czoło stawki? Jeszcze nie wiem tego na pewno, ale będę się nad tym zastanawiał. Dobrze umieć zidentyfikować przyczyny i skutki oraz wyciągać wnioski z nich na przyszłość.
Miłego słuchania. Może wy również macie jakieś wspomnienia z młodości do których ilustracja muzyczna jest nie niezbędna?
Muzyka ma moc. Dla mnie stwierdzenie jest tak bezsprzeczne jak to ze minuta ma 60 sekund. Trzeba jednak mieć dla niej "specjalne miejsce" w... duszy? Kiedyś je miałam, teraz coś się zamknęło, i faktycznie jest to problem. Osobiście nie potrafię przesłuchać jakieś płyty, męczy mnie to. Trafiam na piosenki losowo, dostaję od znajomych i zakochuję się w nich od pierwszego słuchania lub nie, drugiej szansy zazwyczaj nie ma. Po protu muszą coś poruszyć, wyzwolić emocje, zmusić do myślenia na jakiś temat, oczyścić umysł - zrobić coś ważnego. Kiedyś naprawdę tak było, a muzykę odczuwałam całą sobą i bardzo silnie wiązałam ze wspomnieniami, na tyle, że określona lista odtwarzania stanowi dla mnie do tej pory swoisty album ze zdjęciami. Ale nie zrobiłam żadnego zdjęcia od bardzo dawna i są one bardzo nieliczne. Muzyka od kilku lat trafia tylko do uszu. Nie czuję jej, dorosłam czy co... Jako tło jest drażniąca, więc po prostu nie włączam. Jedynie odtwarzacz na krótkich odcinkach na uczelnię, ale mimo woli z całej listy odtwarzam w kółko dwie - trzy piosenki, ale jak podróż trwa za długo wyłączam w połowie drogi. O słuchaniu do snu, jak kiedyś to nawet mowy nie ma, rozniosłoby mnie rozdrażnienie że nie mam kontaktu z otoczeniem. Cierpię na muzyczny paraliż.
OdpowiedzUsuńCry of the Celts super, no ale no...
Przez wiele lat nie miałem muzyki w przenośnym, podręcznym dostępie. Ot specyfika dostępnej technologii - odkąd ją jednak mam, bardzo ewoluowała jeśli chodzi o sposób słuchania, ale również model odbioru. Jeszcze do niedawna wyglądało to tak, że brałem nowy utwór - obojętnie jaki - który w miarę mnie zainteresował i słuchałem go do oporu przez kilka dni. Praca, podróż, dom (jeśli to było możliwe), działka, zakupy. Jednym słowem wszędzie, gdzie tylko buło to jakkolwiek możliwe.
UsuńWiększość utworów, nie wytrzymywała jednak presji i zaczynała się bardzo szybko mi "przejadać", a kiedy po paro dniowym odstawieniu wracałem do nich, poprzednia fascynacja lub zaintrygowanie ulatywały w niebyt. Piosenka lub utwór muzyczny zwyczajnie mi drażniły.
Jednak już rok ten, zaczął się na tyle szczególnie że musiałem diametralnie przebudować model słuchania muzyki w czasie przemieszczania się i poza domem. Teraz są to całe albumy jednego wykonawcy lub grupy. Poznaje twórczość szerzej i mniej jestem podatny na zabiegi promocyjne dotyczące konkretnych utworów. Mam oczywiście perełki do których wracam, ale staram się co kilka tygodni, aktualizować repertuar - jednych wywalam z podręcznej listy a innych na nią wciągam. Mniej chaosu, więcej porządku i nowe doznania. Czasem wręcz, zaskakujące.
Polskie pieśni z płyty "Konfederacja Barska po Kowalsku" mają wyjątkową siłę gdy spaceruję po warszawskiej starówce czy mijam kolejne zabytki. Lub stoję na poczcie zasłuchany w podniosłe i epickie, lub przeciwnie, wesołe i dynamiczne utwory będące ilustracjami do serialowej, GRY O TRON :)
Warto próbować nowości. To zmienia percepcje.
A melodia - dla przykładu, najświeższa, z wakacji 2012 i spacerów z rodzicami nad morzem. Nie wiem czemu akurat ta, ale dzięki niej mogę odtworzyć całą drogę na plażę i atmosferę spokoju z szumem morza w tle, strasznie rzadko odczuwaną w mojej rodzinie. Trafiło się, że wpisze się w klimat:
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=Ufk7uoVyOMI
Ja, przełomowy dla mnie rok 2001 jestem w stanie zamknąć właśnie w kilkunastu, góra kilkudziesięciu piosenkach które przywołują, nie tylko obrazy i dźwięki, ale również, a może przede wszystkim, emocje i uczucie, a nawet - w kilku przypadkach smaki i zapachy. Niektórych z nich dawno nie słuchałem, ale kiedy wracam do tamtego okresu, muzyka pojawia się sama w mojej głowie i wszystko nabiera niesamowitej intensywności. Zupełnie jakby miało miejsce wczoraj, a dokumentacja fotograficzna i filmowa została zebrana w jednej wielogodzinny film dokumentalny.
UsuńTak, to jest niesamowite, że tyle doznań zakodowanych jest w prostej ścieżce dźwiękowej. Swoją droga - myślałam, że tylko ja odtwarzam zapachy na podstawie muzyki ;D
UsuńNo własnie chyba nie tylko Ty :)Myślę że nie bez znaczenia jest znaczenie jakie przypisujemy konkretnym osobą i temu co się z nimi wiążę. Wakacje 2001 pamiętam baaaardzo dobrze - a ludzi których wtedy poznałem chyba nie zapomnę nigdy.
Usuń